Wyzwania
„Trzeba kochać to, co kocha młodzież, a wtedy młodzież pokocha to, co wy kochacie” – mówił św. Jan Bosko do pierwszych salezjanów. Co prawda, nie mogło mu jeszcze chodzić o piłkę nożną, która za jego życia dopiero raczkowała na dalekich Wyspach Brytyjskich, ale sport, podobnie jak muzyka, był zawsze popularny w oratorium księdza Bosko i wszędzie tam, gdzie salezjanie nieśli jego ducha. Salezjańska legenda mówi, że kiedy św. Jan Bosko miał „namaścić” swego następcę, to wybrał bł. Michała Ruę znanego ze swojej skrupulatności, oszczędności, wierności przepisom konstytucji i regulaminów salezjańskich. Kiedy jednak zakładał nowy dom, nie wysyłał księdza Ruy, zwanego przez salezjanów „żywą regułą”, ale Jana Cagliero, późniejszego misjonarza w Ameryce Południowej, pierwszego salezjańskiego biskupa i kardynała. Wiedział, że obecność pełnego poczucia humoru i radości życia ks. Cagliero gwarantuje, że w nowej placówce chłopcy będą mieli, obok nauki i katechizmu, sport i muzykę, będą gry i zabawy, powstanie orkiestra, a młodzież będzie wystawiała poważne i żartobliwe spektakle na oratoryjnej scenie. W duchu salezjańskim były to zawsze ważne sposoby prowadzenia młodych do Boga.
Ta metoda udowadniała swoją skuteczność na całym świecie. Jej owocem jest świętość błogosławionych wychowanków salezjańskich z Poznania, którzy w przedwojennym oratorium przy ulicy Wronieckiej grali w piłkę i tenisa stołowego, wystawiali jasełka, śpiewali w chórze i - jak pisali przed męczeńską śmiercią w grypsach z niemieckich więzień – to u salezjanów zahartowali swojego ducha.
Jednak skuteczność tej metody wychowawczej ma swój podstawowy warunek – sport, muzyka, teatr, wolontariat itp. nie mogą być celem, ale jedynie środkiem dla zbawienia dusz młodych ludzi. Włoscy salezjanie żartują czasem sami z siebie: trzeba kochać to, co kocha młodzież, np. piłkę nożną, wtedy młodzież, będzie kochała, to co my kochamy, czyli piłkę nożną. Gdyby tak rzeczywiście było to bylibyśmy solą, która straciła smak...
Zawołaniem księdza Bosko było i musi pozostać wśród jego duchowych spadkobierców: da mihi animas caetera tolle (daj mi dusze, resztę zabierz). Inaczej nie ma sensu. I nie działa.
ks. Andrzej Godyń SDB
redaktor naczelny
ponadto:
„Trzeba kochać to, co kocha młodzież, a wtedy młodzież pokocha to, co wy kochacie” – mówił św. Jan Bosko do pierwszych salezjanów. Co prawda, nie mogło mu jeszcze chodzić o piłkę nożną, która za jego życia dopiero raczkowała na dalekich Wyspach Brytyjskich, ale sport, podobnie jak muzyka, był zawsze popularny w oratorium księdza Bosko i wszędzie tam, gdzie salezjanie nieśli jego ducha. Salezjańska legenda mówi, że kiedy św. Jan Bosko miał „namaścić” swego następcę, to wybrał bł. Michała Ruę znanego ze swojej skrupulatności, oszczędności, wierności przepisom konstytucji i regulaminów salezjańskich. Kiedy jednak zakładał nowy dom, nie wysyłał księdza Ruy, zwanego przez salezjanów „żywą regułą”, ale Jana Cagliero, późniejszego misjonarza w Ameryce Południowej, pierwszego salezjańskiego biskupa i kardynała. Wiedział, że obecność pełnego poczucia humoru i radości życia ks. Cagliero gwarantuje, że w nowej placówce chłopcy będą mieli, obok nauki i katechizmu, sport i muzykę, będą gry i zabawy, powstanie orkiestra, a młodzież będzie wystawiała poważne i żartobliwe spektakle na oratoryjnej scenie. W duchu salezjańskim były to zawsze ważne sposoby prowadzenia młodych do Boga.
Ta metoda udowadniała swoją skuteczność na całym świecie. Jej owocem jest świętość błogosławionych wychowanków salezjańskich z Poznania, którzy w przedwojennym oratorium przy ulicy Wronieckiej grali w piłkę i tenisa stołowego, wystawiali jasełka, śpiewali w chórze i - jak pisali przed męczeńską śmiercią w grypsach z niemieckich więzień – to u salezjanów zahartowali swojego ducha.
Jednak skuteczność tej metody wychowawczej ma swój podstawowy warunek – sport, muzyka, teatr, wolontariat itp. nie mogą być celem, ale jedynie środkiem dla zbawienia dusz młodych ludzi. Włoscy salezjanie żartują czasem sami z siebie: trzeba kochać to, co kocha młodzież, np. piłkę nożną, wtedy młodzież, będzie kochała, to co my kochamy, czyli piłkę nożną. Gdyby tak rzeczywiście było to bylibyśmy solą, która straciła smak...
Zawołaniem księdza Bosko było i musi pozostać wśród jego duchowych spadkobierców: da mihi animas caetera tolle (daj mi dusze, resztę zabierz). Inaczej nie ma sensu. I nie działa.
ks. Andrzej Godyń SDB
redaktor naczelny
* * *
W numerze:
ROZMOWA Z.. Jerzym Dudkiem – jednym z najlepszych europejskich bramkarzy, ojcem trójki dzieci
Czytaj artykuł »
WEŹ KSIĘGĘ PISMA ŚWIĘTEGO / Obraz Maryi w Ewangeliach
Miesiąc
maj jest tradycyjnie miesiącem maryjnym. Dziś wiele osób pyta o
biblijny obraz Maryi. Tym samym szuka na kartach Pisma Świętego
odpowiedzi na pytanie o ziemskie życie najbardziej wyjątkowej kobiety,
która kiedykolwiek żyła na ziemi. Czytaj artykuł »
ponadto:
- Piłka nożna – szansa czy zagrożenie?
- Wychować piłkarza
- A nasz chłopak piłkę kopie
- Boisko - moje życie
- Futbol? Ależ tak!
- Jedziemy po zwycięstwo
- Jak narkotyk
- Telefon komórkowy
- Aborcja jako wymiar globalizacji?
- Pewne zwycięstwo
- Misje w Peru pachną deszczem
- Dom dla misjonarzy
- Nie dajmy się wpędzić w smoleńską religijność
Komentarze
Prześlij komentarz